niedziela, 7 listopada 2010

Ludzie listy piszą

93

Dotarła wczoraj do mnie długo wyczekiwana książka Soror Meral "The Thoth Tarot, Astrology, & other selected writings". Długo głaskałam okładkę (bo lubię) i wąchałam kartki (taki fetysz). A teraz czytam i czytam. Swoim zwyczajem zaczęłam od końca. W tym wypadku od listów znanych do innych znanych. I zapomniałam nawet o kolacji.
Jest coś intymnego w takich listach. Starych, papierowych, z czasów, gdy o e-mailu a tym bardziej gadu-gadu, nikt nie słyszał. Kiedy sobie tak je czytam, niemal widzę tych ludzi, których nigdy nie poznałam, czuję ich emocje. Z dzieciństwa pamiętam, jaką radość dawało mi pisanie listu a jeszcze większą otrzymanie odpowiedzi. Ta chwila otwierania koperty... bezcenne. Jakaż szkoda, że ten zwyczaj odchodzi w niepamięć. Niby e-mail prostszy, szybszy ale jakby brakuje mu duszy.
Wracając jednak do książki. Urzekł mnie list Karla Germera do Phyllis Seckler (czyli Soror Meral właśnie) z maja 1952 e.v. Aż sobie pozwolę zacytować kilka zdań:
"You are Phylis on this plane, but you are also a Star from time immemorial and you have had innumerable lives, and represented different types in their course. If you imagine yourself for a moment (...) as a Serpent, in which function you would not be operative as Phyllis, but on quite another plane: then there must equally be a Heart around which the serpent has to wind itself (...) which Heart may at this moment be manifest as a human - or not."
Ileż w tym ciepła, życzliwości i chęci dzielenia się mądrością. Czego i wszystkim życzę w ten kolejny, piekny dzień. Wracam do lektury. :)

93 93/93
A.

wtorek, 5 października 2010

Liber(OZ)alizm

93

Dziś o dziwo nie o literaturze. Dziś wyjątkowo o polityce.
Odkąd dostałam dowód osobisty nie opuściłam żadnych wyborów. Uważam to za swój zakichany obowiązek. Analizując jednak tę ekhm kilkuletnią praktykę zauważyłam, że chodzę do urny by wybrać mniejsze zło i głosować przeciw komuś. Od dni kilku pojawiła się iskierka nadziei, że po raz pierwszy w swojej krótkiej karierze wyborcy będę mogła zagłosować na kogoś. Kogoś, wydawałoby się, pasującego jak kwiatek do kożucha, jeśli za słowo "kożuch" podstawimy "polska polityka" lub bliskoznaczne "polska mentalność".

Bliskie mojemu sercu Liber OZ powiada między innymi:

"Człowiek ma prawo, żyć podług własnego prawa
żyć jak chce:
pracować jak chce:
bawić się jak chce:
odpoczywać jak chce:
umrzeć kiedy i jak chce.

Człowiek ma prawo jeść co chce:
pić co chce:
mieszkać gdzie chce:
przemieszczać się po powierzchni ziemi jak tego chce

Człowiek ma prawo myśleć co chce:
mówić co chce:
pisać co chce:
rysować, malować, rzeźbić, modelować, budować, co chce:
ubierać się jak chce.

Człowiek ma prawo kochać jak chce."

Liberalizm jest tak prosty, elegancki, praktyczny i logiczny. W mojej małej myślowej utopii państwo jest od tego, aby możliwości realizowania tych postulatów pilnować. Tymczasem czuję się ciągle jakbym żyła w olbrzymim przedszkolu, gdzie państwo opiekunowie (chociaż czasami ma się wrażenie, że przedszkolaki, które dorwały się do władzy) mówią nam, nieborakom, co mamy jeść a czego absolutnie nie, z kim możemy się wiązać, a z kim nie powinniśmy, że tego mówić nie wolno, bo ktoś się może obrazić, a broń Boże-jedynej-słusznej-religii jeśli wpadniesz na pomysł pomóc odejść nieuleczalnie choremu na jego własną prośbę. Ba, jest nawet regulacja prawidłowego schodzenia z drabiny! (nie żartuję, sprawdźcie) Na niepokornych palących czego nie powinni, mówiących czego nie należy, robiących wydzieranki z pewnej konkretnej książki lub układających się w formy belek podłużnych i poprzecznych, czeka wygodne miejsce w izolowanym pomieszczeniu. Oczywiście to wszystko dla naszego dobra.

Nie dziwota, że kiedy pojawia się odszczepieniec, który mówi co myśli, żyje jak chce, bawi się tym, co robi bez podniecania się martyrologią i cierpiętnictwem, robi się medialna burza a odszczepieniec chrzczony jest niezwłocznie na wariata łamane przez wroga publicznego.

Piszę oczywiście o Palikocie, dzięki któremu media mogą na chwilę odpocząć od krzyży właściwych i mniej właściwych, wraków samolotowych nieodpowiednio pilnowanych i skołatanych nerwów Prezesa popieranego przez Dyrektora i miast tego powieszać sobie psy. Wkroczył na scenę przy dźwiękach "Tako rzecze Zaratustra" Wagnera. Brawo, bardzo dobry start. Kilka dni po tym ma 4% poparcie. A zapowiada się, że jeśli mu się po drodze pomysł partii nie znudzi, może liczyć na większe. Ot, na fejzbukowej stronie popierających pana P. jest już ponad 15 tyś ludzi i szybko rośnie.

Tako bowiem rzecze Palikot:
 1% PKB na kulturę, Rozdział państwa od kościoła, Zniesienie immunitetów, Bezpłatna antykoncepcja, Liberalizacja prawa aborcyjnego... aż chce sie zaśpiewać Alleluja. W końcu można zagłosować za kimś, nie tylko przeciwko komuś. Sądząc zaś z coraz większego szumu wśród młodego pokolenia niemożliwe może stać się realne.

93 93/93
Anat Sek'ach

wtorek, 28 września 2010

Literatura Crowley'ów pełna

93

Co jest takiego w nazwisku "Crowley"? Ilu bym ich nie poznawała (co prawda jednego tylko osobiście), mają coś wspólnego z szeroko pojętą tematyką magiczną. Nie da się nie trafić przypadkowo na Johna Crowley'a. Cud, że przypadek ten trafił mnie dopiero dzisiaj. Siedzę sobie w pracy (jakiż bogaty byłby ten kraj, gdyby pracownicy opuscili witryny internetowe i zaczęli pracować) i, jak to osoba beznadziejnie uzależniona, sprawdzam, co warto dodać do listy 'must have'. Wspomniany John C. przewijał się uparcie co i rusz, choć moja ciekawość rozbłysła dopiero po zestawieniu ze słowem "Ægipt". No i takim sposobem mam z głowy problem, co robić z własnym czasem przez kolejne kilka dni. Ze wstepu autorstwa gwiazdy polskiej fantastyki A. Sapkowskiego:

"Ægipt to gnoza. Rozumiana jako rozwój, indywiduacja przez nicjację. Rozumiana jako wybawienie, katharsis, osiągalne tylko oprzez poznanie prawd ukrytych i sekretów. Pojmowana jako skok w ciemność, po to, by odnaleźć światło, które, lubo niewidzialne, jest zawsze obecne. To epifania: przejawienie się ukrytego poprzez zagadkowe. Poprzez wizję, sen, fantazję. I mit."

 "Freud nawoływał Junga, by ten zaprzestał 'żeglowania po mętnych wodach okultyzmu'. Jung nie posłuchał. I bardzo dobrze." Ano dobrze. Pomijając nieoceniony wkład Junga w wykreślaniu "para" z przydługiego słowa "parapsychologia", położenie podwalin pod analizę archetypów, cieni, person, indywiduacji i całego panteonu podobnych pojęć, jest też inspiracją dla ciekawych powieści. Jak cykl "Ægipt" właśnie, gdzie cały spersonalizowany panteon jungowskich pojęć występuje ponoć w rolach głównych.
Chwilowo przenoszę się więc w świat opowieści "o misterium indywiduacji, o spiritual quest, podróży w głąb własnej jaźni, o samookreśleniu". W zasadzie ciekawa koincydencja. A może i nie. Odpowiednie książki zawsze trafiały do mnie w odpowiednim czasie. Do zobaczenia za dni kilka.

93 93/93
Anat Sek'ach

niedziela, 26 września 2010

Diabolical

93

Powoli krystalizuje mi się wizja tego bloga. Zresztą czego się spodziewałam, gdy "przyśniło" mi się, że przydało by się poszerzyć pole moich doświadczeń o nieco wirtualnego ekshibicjonizmu. Trzeba by tę jesodyczność zmienić w reszowatość, jako, że namiętnie i monotematycznie drepczę po ścieżce Słońca, między Hod a Jesod.

Znów bowiem o książce będzie. Jako, że mam przerwę w ambitnych intelektualnych zadaniach, sięgnąć wreszcie mogłam po zakupione ponad miesiąc temu i kusząco z półki zerkające Diabolical wydawnictwa Scarlet Imprint. Jest to zbiór, ośmielę się rzec, grimuarów autorstwa kilkunastu świetnych magów. Jak wspomina redaktor, Peter Grey: "It is in our gift to play advocate for the Devil, to share with our peers these astonishing and inspiring tales". Jak pisze, tak jest. Rzeczywiście inspirująca lektura. Inspirująca na kilku płaszczyznach.

Ene: Aby pamiętać, że nie wszelka staroeoniczność jest fe. Jak to zapisane zostałow Liber AL: "Zważaj! rytuały starych czasów są czarne. Niech prorok odrzuci te złe, a dobre niech oczyści! Wówczas Wiedza ta rozwinie się prawidłowo." (AL II:5)
Due:  Aby poza wgryzaniem się w przykurzone grimuary pamiętać, coby raz na jakiś czas podnieść cztery litery i zacząć praktykować zamiast czytać o praktyce. Parę razy usłyszałam ten zarzut pod swoim adresem. :] Ile w tym prawdy wie jedynie autorka niniejszego bloga, jako, że nie krzyczy na forach i portalach o swojej praktyce a ogranicza się do dyskutowania teorii. Ja nikomu w dziennik nie zaglądam i swojego nikomu nie pokazuję. Swoją drogą i nieco na poboczu tematu, wymaga to sporej odwagi, aby wystawić się na ten rodzaj krytyki, prawda? Temat w zasadzie podobny do "odziania w niebo" w kontekście Wicca. Ale wróćmy do tematu.
Rabe: Co w końcu prowadzi nas do kontrowersyjnej myśli; A może by tak, wzorem współałtorów Diabolical, zacząć dyskutować o praktyce? Bo czy da się dyskutować o doświadczeniu? Mam mocne wątpliwości czy są one przekładalne na słowa.

Druga, kontrowersyjna w pewnych kręgach, myśl jest taka, że należy najpierw mieć sporą podbudowę teoretyczną. Zdumiewają mnie osoby, które swoją praktykę magiczną opierają wyłącznie na intuicji. Tosz to jak wyważanie otwartych drzwi czy wymyślanie koła na nowo. Tosz to jak stwierdzenie swego omnibusostwa i dodanie, że inni nie mają nic ciekawego do dodania do naszego zakresu wiedzy i doświadczenia. Pójdźmy dalej: nie zapisanie wyników tych praktyk jest konstruowaniem koła za każdym razem na nowo, licząc, że być może się uda trafić w odpowiednie proporcje.

 Dotarłam w swojej lekturze do eseju Erika De Pauw. Jego podejscie do książek jest mi bardzo bliskie. Pisze on: "At the moment I have about 2500 books on magic and religion. I am constantly reading them, opening and uncovering their secrets, translating or interpreting them and working with them". Do 2500 jeszcze mi sporo brakuje. Pokłony, pokłony. Z dalszej części wynika, że traktuje je wszystkie niemal jak żywe istoty, z szacunkiem i miłością (czy on też lubi głaskać okładki? :] - zdaję sobie sprawę, że żart będzie zrozumiały tylko dla niektóryc Czytaczy bloga).
Przydało by się powoli zbliżyć do jakiejś puenty. Zarzucając więc kolejnym truizmem: Równowaga jest podstawą Dzieła, moi drodzy. Czytajcie, praktykujcie, zdobywajcie, doskonalcie się. Do dzieła!

93 93/93
Anat Sek'ach (bo Driada się zdeaktualizowała)

piątek, 24 września 2010

Jesienne Ekwinokcjum po dziecinnemu

93

Święta, święta i po świętach, jak to mawiają. Od wczoraj możemy cieszyć się najpiękniejszą porą roku (I proszę nie zaprzeczać, to dogmat jest). Mam szaloną, wręcz niezdrową, perwersyjną ochotę wyturlać się w liściach barwy Słońca, poczuć ich fakturę, wąchać ich zapach, słuchać szelestu. A następnie pobiegać i pokrzyczeć z radości. I tak biegać aż do zachodu, gdy będę mogła wykrzyczeć "Chwała Tobie, któryś jest Tum o zachodzie i Tobie, któryś jest Tum pełen radości...". Nie ma ktoś kawałka prywatnego parku do wynajęcia?

Poza tą sporą dawką dziecinnej radochy bez powodu, doszłam do wniosku, że życie jest stanowczo i niesprawiedliwie za krótkie. Nie można tak dawać dziecku pełnego kosza zabawek i powiedzieć, że ma czas do wieczora. A zabawek ciągle przybywa...

Dziś na ten przykład zamówiłam kolejną zabawkę (na wszystkich bogów, Driado, czy w każdym poście musisz robić wtręty o książkach? Opamiętaj się dziecko złote!) mimo, że obiecałam sobie, że tego nie zrobię, że nie kupię żadnej książki, póki nie przeczytam wszystkich, które już mam. Moja słaba silna wola. Nowa zabawka nazywa się "The Thoth Tarot, Astrology and Other selected writings" autorstwa Soror Meral (Phyllis Seckler), uczennicy Crowleya, członkini Kalifornijskiej Loży Agape, Ordo Templi Orientis. Przeczytałam fragment online i było po mnie. Teraz czekam, jak dziecko na Gwiazdora. A kolejne święta za dwa tygodnie... jak tu nie kochać życia?

93 93/93
A.

czwartek, 9 września 2010

Książkowe wykopaliska

93

Chciałam się dzisiaj podzielić pewnym oczywistym truizmem. Warto czytać książki. Wzbogacają system. Kłopot pojawia się, gdy ma się ich zbyt wiele. Poważny kłopot pojawia się, gdy ciągle kupuje się nowe, mimo, że na półce z napisem "do przeczytania" zaczyna brakować miejsca. Tak, mam problem. Jednak postanowiłam chwilowo go olać, postanowienie poprawy czeka na tej samej półce.
Przygotowując jednak pewien mini-wykład o maxi-sprawach sięgnęłam do zakurzonego regału "książek dawno przeczytanych i w większości zapomnianych". Zapomnianych tak bardzo, że nie pamiętałam nawet o tym, co zawierają. "Mitologia przestrzeni wewnętrznej" Nevila Drury'ego. Mała rzecz a ile radości przy ponownym odkryciu. Pierwsze odkrycie miało miejsce dobrych parę lat temu w klimatycznym antykwariacie w podziemiach Sopotu. Odkrycie przypadkowe, że było coś o tarocie, niemal za darmo, to wzięłam. Teraz, z nieco większym bagażem wiedzy i doświadczeń, odkrywam na nowo. W tym odkrywaniu światów astralnych i katalogów kabalistycznych jest też miejsce na szczyptę śmiechu z tego, co dla mnie istotne i tych, którzy na co dzień są mi inspiracją. O np takie perełki:

"Aleister Crowley, oficjalny Antychryst i Pan Nowego Eonu, oraz jego łatwowierny wyznawca brat Achad, starali się stworzyć - jak już wspomnieliśmy - substytut religii".
Jest też fragment o "starożytnej religii wicca" w kontekście wielkich fallusów i szalonych orgii przy ogniskach ale za diabła nie mogę znaleźć.
Od razu człowiekowi poprawia się samopoczucie i gorączka spada.

Przy okazji tematycznych wykopalisk wykopałam też dawno nie czytaną książkę "oficjalnego Antychrysta" :D który śmiał pisać krótko o prawdzie. I chyba tak szybko jej nie odłożę spowrotem. W jak zupełnie innym świetle widzę ją dziś, niż w roku, w którym ją kupiłam.
O np ten fragment eseju świetnie ilustrującego frazę "miłość jest Prawem":

"Przyjrzyjmy się na wybranym przykładzie uczuciom, jakie żywi cząsteczka wodoru w obecności cząsteczki tlenu lub chloru. Skazana jest na intensywne cierpienie, kiedy pod wpływem rozmyślań nad przeciwstawnym sobie pierwiastkiem uświadamia sobie, jak bardzo jest daleka od doskonałego typu monady. Dopóki kieruje nią egoizm, reaguje z pogardą i nienawiścią. Ale kiedy zrozumie, że prawdziwy wstyd wiąże się z byciem odzielonym od swego przeciwieństwa, jej uczucia przemienią się w bolesną tęsknotę. Zacznie pragnąć elektrycznych iskier, które pozwolą jej ukoić męczarnie, poprzez zneutralizowanie cech decydujących o jej odrębności, a jednocześnie zaspokoją jej pragnienie doskonałego pojednania."

Oj umiał pisać ten Antychryst...

93 93/93
Driada

wtorek, 31 sierpnia 2010

Skarbnica obrazów

93

          "Na początku była Nicość; i Nicość rzekła do Nicości: stwórzmy z nagości naszej nicości Nieograniczone, Wieczne, Identyczne i Zjednoczone. I stało się pomimo braku woli, intencji, myśli, słowa, pragnienia i czynu."

Jako, że oficjalna premiera nowej książki Lashtal Press już za nami, mogę pokusić się o wzmiankę na temat.
Mowa o "Skarbnicy obrazów" pióra J.F.C. Fullera (1878-1966), angielskiego generała, twórcy doktryny Blitzkriegu, thelemity, mistyka, jogina, maga, pierwszego członka A.'.A.'.

            "Jednio wszelkich rzeczy; jesteś niczym chmura przysłaniająca białe rogi księżyca. Och Boże, mój Boże. Nie mogę Cię przeszyć, albowiem jesteś wszędzie, Chociaż pętam Cię w czarodziejską pajęczynę gwiezdnego światła, nadal Cię szukam. Tyś Jednią Jedni, Tyś doskonałą nicością błogości."

O cóż chodzi w tym dziele? Najkrócej, cytując fragment wstępu, "o bardziej holistyczną i na swój sposób panteistyczną komunię z Absolutem".

          "Tyś koroną wszechświata, Tyś diademem oślepiającej jasności! Kiedy spalam się przed Tobą, moje światło jest niczym spadająca gwiazda pomiedzy purpurowymi palcami nocy."

Kompozycja powala na kolana. Jest jak kostka rubika wyższego planu. Jak finezyjny fraktal malowany słowem. Trzynaście rozdziałów a w każdym z nich trzynaście wersów odnoszących się do każdego z rozdziałów, mimo to zachowujących własną indywidualność. I tak aż do liczby sylab...

          "Ach, raduję się w Tobie Boże, mój Boże.
Tyś jedwabną pajęczyną szmaragdowych zaklęć.
Tyś berylową mgieł bagien.
Tyś płomiennym runem nieznośnego złota.
Tak, raduję się w Tobie, perlista roso zachodzącego księżyca (...)"

Hymny na cześć Jedności reprezentowanej przez dwanaście znaków zodiaku i Słońce. Tekst tantryczny, pomagający w praktyce bhakti jogi. Czegoż tu się nie można doszukać. A poza tym, to bardzo dobra, moim zdaniem, poezja. Do wyśpiewywania na wzgórzach, do wykrzykiwania w lasach, do szeptania na polach...

         "Och, Tyś diademem słońc, który spina czerwoną sieć światów! Wielbię Cię, Evoe! Wielbię Cię, IAO!"

93 93/93
Driada

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Postkonferencyjnie

93

Powrót do codzienności. Powolny i ospały. Gdzieś ze świata pod snami zbieram się na refleksje.
Dla tych, którzy nie w temacie: spędziłam ostatni weekend u źródła zarazy, w thelemickim gnieździe, między innymi na konferencji Lashtal Press.

Refleksja pierwsza: robię się stara. Albo zmieniam się w kota. Nie wiem co gorsze. Bywało za głośno, za tłoczno, za długo. Trzy nieprzespane noce znacznie wzmagają irytację. Teraz, przez kilka najbliższych dni, będę delektować się ciszą. Aż znów zatęsknię za ludźmi.

Refleksja druga, bardziej obiektywna: stanowimy (my - polski światek okultny) niezwykle barwną mozaikę. Z różnorodnością wiedzy, doświadczeń, zainteresowań. I w pełni zgadzam się z opinią, że te różnice powodują tarcia krzeszące iskry światła. Stanowią inspirację do spoglądania z różnych punktów, dyskutowania i przekraczania siebie. I obserwując jednocześnie dwa środowiska (okultne i pogańskie znaczy się) jestem w stanie zaryzykować dość kontrowersyjną obserwację. Wojny i wojenki zdarzają się w grupacch złożonych z jednostek ekscentrycznych dość często. Różnica polega na tym, jak wykorzystujemy energię powstałą z tych tarć. Czy potrafimy się spotkać i przekraczając wzajemne uprzedzenia usiąść przy jednym stole dyskutując, bawiąc się, inspirując wzajemnie. Czy też zamykamy się w gettach tworząc grupy wsparcia, wymyślając oszczerstwa, podważać to, co "wróg" zbudował i zamiast skupić się na własnym rozwoju marnować czas na lamentacje jaki podły jest świat i jak głupi ludzie. Członkowie jednej z tych grup sami o swoim środowisku mówią "bagienko". Cóż, są wojny na miecze rozumu i są bójki w błocie. Co kto woli.

Refleksja trzecia, chyba najważniejsza, będąca podziękowaniem.
Dziękuję Bracia, że jesteście. Dziękuję za inspirację, za motywację, za rodzinność. Dziękuję za dumę, szczerość, gościnność, bezinteresowność. Dziękuję za Waszą wiedzę i inteligencję, za chęć dzielenia się i kopa w tyłek. Za dyskusje do świtu, te poważne i te mniej. Dziękuję za Wasze światło.

93 93/93
Driada

czwartek, 26 sierpnia 2010

Opór materii

 93

Moim sporym marzeniem ostatniego czasu są 2 metry kwadratowe. Ciche, spokojne, tylko dla mnie. Współczynnik życiowego szczęścia podniósł by mi się diametralnie. A głos wewnątrz mówi: przestań marzyć ciapo i zacznij coś robić w tym kierunku. A dopóki planu nie stworzysz i nie wykonasz pamiętaj, że opór materii cię nie zatrzyma.
Jest taki ładny fragment dziennika Achada (Liber CLXV)  podsumowujący tę kwestię.

"Dragon. Rather bad. Tried to do practice outside in the rain, there being no room in the tent. Note: Man, wife and baby together with all one’s earthly belongings in a tent 12’´10’ in wet weather, is certainly a record."

Oraz komentarz jego superiora:

"I’ve been one of 5 big men in a tent 7’6´6’ in a hurricane blizzard on a glacier. But you win.—O.M."

I jedziemy do przodu. Cel oświetla drogę. Więc dalej wybieram między zbyt głośną kuchnią, nieosobistym strychem z przeciekającym dachem i piwnicą między węglem a kartoflami.


93 93/93
Driada

środa, 25 sierpnia 2010

Quo vadis czarownico?

93

Bywa czasem tak, że coś nas zaczyna uwierać. Niewygodnie nam z codziennością, jakby w jakiś nie do końca pojęty sposób zrobiła się za ciasna. Mamy wtedy zasadniczo trzy wyjścia. Możemy zacisnąć zęby, fuknąć na samego siebie, popukać w czoło i wrócić do swoich zajęć. Możemy zmienić pewien element i masturbować się własną wyjątkowością. Albo uświadomić sobie, że stoimy na skraju przepaści... i zrobić krok w przód.

I tak się zaczyna podróż Głupca. W zasadzie nie wie, gdzie idzie i właściwie po co. Czuje tylko przymus ruszenia z miejsca, poddania w wątpliwość wszystkiego, co wydawało się być nim samym, zanegowania tego, co nauczył się nazywać rzeczywistością. Jeśli nie ruszy, coś w nim będzie krzyczeć, coraz głośniej, panicznie. Zacznie kopać, wierzgać aż zapluje się z irytacji. Można nauczyć się głuchoty. Ignorancji na krzyk. Można też runąć w przepaść doświadczenia. A dopiero później, dużo później, już po tym, jak narobimy sobie mnóstwa siniaków, nauczyć się latać. I walczyć z oporem powietrza, z napotykanymi skałami, ze zmęczeniem własnych mięśni. A mimo to, z krzykiem radości, lecieć dalej.

Czy wiesz dokąd idziesz czarownico? Wiesz jaki jest Twój cel? I czy na pewno chcesz iść? Czy może tylko chcesz pobawić się w ekscentryka? Z ładnymi gadżetami, tańcami wokół ogniska, z okazją do napicia się wina. Bo bycie ekscentrykiem jest akurat na topie. Bo trzeba jakoś zabić czas. Czy naprawdę dokądś idziesz? Dokąd i którędy? I czy sprawdziłaś, czy nie kręcisz się w koło? Nie odpowiadaj mi. Odpowiedz sama sobie.

93 93/93
Driada

wtorek, 24 sierpnia 2010

Ad imaginem quippe Dei factus est homo

93

Pomyślałam chwilę nad tym, jak Wam się przedstawić. Nie znalazłam niczego. Tylko kilka zakurzonych etykietek, które gdzieś, jakoś klasyfikują, tworzą mgliste pojęcie, stwarzają wyobrażenia. Żadne z nich nie dotknie istoty. Dajmy jednak spokój istocie w momencie, gdy tylko mgliste pojęcia są w naszym zasięgu.

Driada - dwudziestoparoletnia introwertyczka, mago-czarownica, thelemitka-wiccanka. Filozof na własne potrzeby. Trudna do ogarnięcia nawet przez samą siebie. Buszująca gdzieś, po krawędziach rzeczywistości. Na granicach świadomości.

Co jest istotne?  Epistemologia Driady, ontologia Absolutu. I liczba 11.

Ciąg dalszy być może nastąpi...


93 93/93
Driada