czwartek, 24 lutego 2011

Wicca na polskim podwórku

93

Pierwsza książka o wicca, której autorką jest polska wiccanka, doczekała się materializacji. Idea stała się drukiem. Oto jest, trzymam w garści i przeglądam... obiecaną recenzję zamierzając uskutecznić.

"Wicca. Religia czarownic dla tych, którzy chcą wiedzieć i zrobić pierwszy krok, by doświadczyć"
Agnieszka Mojmira Antonik

Peany pochwalne na cześć Autorki pozwolę sobie pominąć. Choć niewątpliwie się należą. Wspomnę tylko, że Autorką jest droga memu sercu Siostra-w-Czarownictwie. Byłyśmy inicjowane do tego samego kowenu, tej samej linii. Różnica polega na tym, że ona kontynuuje szkolenie a ja poszłam nieco inną dróżką. Ale do rzeczy...

Nie oceniaj książki po okładce, mawiają. Jednak nie wspomnieć o okładce, nie sposób. Jest dość, hmm nazwijmy to - nie w moim guście. Uważam, że projektanta tejże, oraz osobę odpowiedzialną za papier, przez który całość wygląda, jak drukowana na domowej drukarce, powinni humanitarnie zutylizować. Dla dobra ludzkości. Tyle mam do powiedzenia na temat formy. Formy, która miała spory potencjał. Oczyma wyobraźni widzę wydanie albumowe, w twardej oprawie, nie bijącej po oczach okładce, na kredowym papierze... Bo treść jest warta takiej oprawy.

Autorka, już na wstępie zastrzega, że treść jest jej prywatną wariacją na temat wicca. Gdyż inaczej pisać się o niej nie da. Cytuje też naszą wiccańską babcię (osobę, która inicjowała naszego inicjatora) Vivianne Crowley:
"Jedynym poprawnym sposobem pisania o wicca jest pisanie o niej z własnej perspektywy. Każda bowiem książka o wicca może być jedynie wyrazem sposobu jej widzenia poprzez pojedynczą kapłankę lub kapłana, który o niej pisze."
W taki też sposób napisana jest ta książka. Kojarzy mi się z obrazem. Formy, treści, rzeczy, wspólne dla rzeczywistości, będące ramą i płótnem, posplatane zostały osobistą wizją, intuicyjnym spojrzeniem, osobistym wzorem i kolorem farb.

Zacznijmy od ramy i płótna. Dla kogo może być przydatne? Uważam, że dla osób, które właśnie zaczynają interesować się czarownictwem, którym kiełkować zaczyna myśl, czy to przypadkiem nie dla nich. Książka napisana jest prosto, jasno, bez zbędnych na tym poziomie zawoalowań. Nie udało mi się doszukać istotnych błędów rzeczowych ani logicznych. A lubię takie wyszukiwać. (Jeśli miałabym się na siłę czepiać, wspomniane jest, że nauka przedinicjacyjna musi trwać rok i jeden dzień. Tu się odezwało moje "ale", jednak w dalszej części doczytałam, że okres ten może zostać skrócony, więc "ale" ucichło). Nic straconego, doczytam dokładniej, może jednak uda mi się coś znaleźć. Dalej co do treści: Nie spodziewajcie się tam znaleźć niczego, czego byście nie znaleźli w innych dostępnych miejscach. To po co kupować? Bo jest ułożone czytelnie, napisane jasno, skomponowane rzetelnie.

Co do farb natomiast. Autorka pomalowała swoje płótno w sposób zaskakująco (tak właśnie, zaskakująco) skromny. Nie ma tu żadnej bufoniady, żadnego podkreślania zajebistości swojej osoby, żadnego "wiem, ale nie mogę powiedzieć bo jestem Inicjowana - przez widocznie duże I). Dobrze, bobym się tylko zirytowała. Tak, jak irytowało mnie przed moją inicjacją do wicca, tak irytuje mnie teraz. Nie możesz powiedzieć? Omiń zgrabnie temat, zamiast co drugie zdanie o tym wspominać. W tejże książce nie dostajemy Tajemnicą po oczach. Dostajemy za to spory ładunek emocjonalny z szczerym przymróżeniem oka. Obecny jest dystans w stosunku do samej siebie i osobiście ważnych idei. Dystans nie przekłada się na chłód, gdyż spomiędzy wierszy przebija ciepło, jakim Autorka darzy swoich bogów i swoją religię.

Reasumując, książkę polecam każdemu, kto zaczyna interesować się pogaństwem, czarownictwem, wicca i zastanawia się, czy to dla niego, czy może niekoniecznie. Każdemu, kto potrzebuje podstawowych informacji z czym i jak to jeść, od czego zacząć i w którym kierunku zwrócić wzrok. Każdemu, kto chce poczuć klimat, w jakim zanurzone są współczesne czarownice.
Komu książkę odradzam? Każdemu, kto poluje na wyjawione Tajemnice przez duże T. Każdemu, kto szuka głębokich rozważań filozoficznych, na temat np istoty i natury bytów niematerialnych. Każdemu, kto szuka sensacji, zdjęć tajemnych orgii, czy sekretnego całowania diabła w tyłek. Nic takiego tu nie znajdziecie.
Dla tych, którzy czekają, aż książka ukaże się szerokiemu gronu, np w sieci Empik, i doczekać się nie mogą, aby spojrzeć na zawartość: krótko o historii, ekspresowy przegląd tradycji, rzut oka na mitologię, podstawowe gadżety szanującej się czarownicy, z czym zjeść otwarty rytuał i jak go doprawić... to wszystko i trochę więcej znajdziecie w środku. Miłej lektury wszystkim czarownicom, chcącym być czarownicami, lubiącym czarownice... i nie oceniajcie tej książki po okładce, w polskim języku ukazało się bowiem niewiele rzeczy o podobnej tematyce na przyzwoitym poziomie. Jeśli wyłączymy tłumaczenia to... chyba żadna poza tą właśnie.

93 93/93
A.

sobota, 5 lutego 2011

Thelema na obcasach

93

Wykąpana, z maseczką na twarzy i świeżo pomalowanym pazurem, z capuccino o smaku amaretto, zadowolona z leniwej soboty, zasiadłam na kanapie z Phyllis Seckler. Jako, że dobrnęłam już do połowy postanowiłam na chwilę Phyllis posadzić obok i skrobnąć krótką recenzję.

"The Thoth Tarot, Astrology, & Other Selected Writings" technicznie składa się (pomijając listy z samej swej natury subiektywne i osobiste) z kwestii technicznych. Astrologia to nauka dość ścisła. Plus całe tony odniesień do kabały, w tym gematrii, ową ścisłość powinno pogłębiać. Mimo to, gdybym nie znała autora, prawdopodobnie spytałabym, czy to pisała kobieta. Nie zrozumcie mnie źle. Używając słowa "powinno" nie twierdzę, że tej ścisłości w książce brakuje, czy jeszcze gorzej, jest w jakiś sposób chaotycznie napisana, albo najgorzej jest jednym wielkim błędem logicznym. Nie. Z moim skromnym jak na razie zasobem wiedzy żadnych uchybień tego typu nie dostrzegam. Ukłony dla Soror Meral za zasób posiadanych informacji, którymi potrafiła żonglować w sposób fenomenalny. A jednak nie jest to podręcznik tarota ani astrologii. Jest szalenie subiektywnym wglądem w motywy działania, aspiracje, duszę człowieka, gdzie tarot (to akurat często spotykane), astrologia (rzadziej, ale jednak) czy nawet gematria (to już wg mnie nowość) są narzędziami w poznawaniu tychże. Mam wrażenie olbrzymiego zasobu wrażliwości, matczyności i zarazem seksowności spoglądającej na mnie spomiedzy wierszy. I tak naprawdę nie bardzo wiem, jak to wrażenie przelać na klawiaturę, aby było wiadomo, o co mi właściwie chodzi.

To moje "nie bardzo wiem jak" chyba zabiło całą recenzję, więc zmienię subtelnie temat. Może nikt nie zauważy.

Często spotykanym stereotypem jest rozróżnienie: Wicca to religia dla subtelnych kobiet a thelema dla twardych facetów. ^^ (W tym wypadku, przynajmniej na małym podwórku mi znajomym, stereotyp kształtuje rzeczywistość, nie zaś rzeczywistość stereotyp) Aby, równie subtelnie, nawiązać do pierwotnego tematu, pozwolę sobie poprzeć tę tezę zdaniem Phyllis. W wywiadzie załączonym w wyżej wymienionej książce odpowiadając na zdziwienie Heather Des Roche (Bill has told me that 49 percent of the National O.T.O. body membership is female. Most people are suprised to hear this. Everywhere I go people seem to think the O.T.O. is a 'boys' club'") odpowiada:

"No, it isn't. Women don't understand their importance. (...) Look what happens in the Mass. It's the woman who's being put on the top of the world and he worships. She is the voice of Nuit; she always has been."

Jest tam dużo obszerniejsze wyjaśnienie. Kto chce, ten na pewno dotrze do tegoż wywiadu. Myślę, że możemy uogólnić zdanie o "boys' club" z O.T.O. na całą thelemę. W części dalszej Soror Meral wyjaśnia, dlaczego postrzeganie Nurtu może być takie właśnie. Thelema to wymagające zwierzę. Wymaga sporych nakładów czasu i energii, aby nie było kolejną pustą łatką. Wymaga Pracy. A z tym u współczesnej kobiety ciężko. Zajęte są jednoczesną pracą zawodową, prowadzeniem domu, wychowywaniem dzieci... a doba ma tylko 24 godziny i trzeba się jeszcze wyspać po drodze. Związki partnerskie to stosunkowo nowe pojęcie...

Temat roli kobiety i mężczyzny w thelemie i życiu w ogóle, jest niewątpliwie pasjonujący. Moja teoria jest w trakcie konstrukcji. Co wynika z natury, co z uwarunkowań kulturowych, czy i w jakim stopniu te uwarunkowania są pozytywne, na ile i czy powinny zostać przemodelowane... kiedy już dojdę do jakichś wniosków nie omieszkam się podzielić.

Tymczasem wracam do lektury, czekam na zamówione "Wormwood Star: The Magickal Life of Marjorie Cameron" i rozważam zapolowanie na "Jane Wolfe: The Cefalu Diaries" oraz "Lunar and Sex Worship" Idy Craddock. 

93 93/93
A.