wtorek, 28 września 2010

Literatura Crowley'ów pełna

93

Co jest takiego w nazwisku "Crowley"? Ilu bym ich nie poznawała (co prawda jednego tylko osobiście), mają coś wspólnego z szeroko pojętą tematyką magiczną. Nie da się nie trafić przypadkowo na Johna Crowley'a. Cud, że przypadek ten trafił mnie dopiero dzisiaj. Siedzę sobie w pracy (jakiż bogaty byłby ten kraj, gdyby pracownicy opuscili witryny internetowe i zaczęli pracować) i, jak to osoba beznadziejnie uzależniona, sprawdzam, co warto dodać do listy 'must have'. Wspomniany John C. przewijał się uparcie co i rusz, choć moja ciekawość rozbłysła dopiero po zestawieniu ze słowem "Ægipt". No i takim sposobem mam z głowy problem, co robić z własnym czasem przez kolejne kilka dni. Ze wstepu autorstwa gwiazdy polskiej fantastyki A. Sapkowskiego:

"Ægipt to gnoza. Rozumiana jako rozwój, indywiduacja przez nicjację. Rozumiana jako wybawienie, katharsis, osiągalne tylko oprzez poznanie prawd ukrytych i sekretów. Pojmowana jako skok w ciemność, po to, by odnaleźć światło, które, lubo niewidzialne, jest zawsze obecne. To epifania: przejawienie się ukrytego poprzez zagadkowe. Poprzez wizję, sen, fantazję. I mit."

 "Freud nawoływał Junga, by ten zaprzestał 'żeglowania po mętnych wodach okultyzmu'. Jung nie posłuchał. I bardzo dobrze." Ano dobrze. Pomijając nieoceniony wkład Junga w wykreślaniu "para" z przydługiego słowa "parapsychologia", położenie podwalin pod analizę archetypów, cieni, person, indywiduacji i całego panteonu podobnych pojęć, jest też inspiracją dla ciekawych powieści. Jak cykl "Ægipt" właśnie, gdzie cały spersonalizowany panteon jungowskich pojęć występuje ponoć w rolach głównych.
Chwilowo przenoszę się więc w świat opowieści "o misterium indywiduacji, o spiritual quest, podróży w głąb własnej jaźni, o samookreśleniu". W zasadzie ciekawa koincydencja. A może i nie. Odpowiednie książki zawsze trafiały do mnie w odpowiednim czasie. Do zobaczenia za dni kilka.

93 93/93
Anat Sek'ach

niedziela, 26 września 2010

Diabolical

93

Powoli krystalizuje mi się wizja tego bloga. Zresztą czego się spodziewałam, gdy "przyśniło" mi się, że przydało by się poszerzyć pole moich doświadczeń o nieco wirtualnego ekshibicjonizmu. Trzeba by tę jesodyczność zmienić w reszowatość, jako, że namiętnie i monotematycznie drepczę po ścieżce Słońca, między Hod a Jesod.

Znów bowiem o książce będzie. Jako, że mam przerwę w ambitnych intelektualnych zadaniach, sięgnąć wreszcie mogłam po zakupione ponad miesiąc temu i kusząco z półki zerkające Diabolical wydawnictwa Scarlet Imprint. Jest to zbiór, ośmielę się rzec, grimuarów autorstwa kilkunastu świetnych magów. Jak wspomina redaktor, Peter Grey: "It is in our gift to play advocate for the Devil, to share with our peers these astonishing and inspiring tales". Jak pisze, tak jest. Rzeczywiście inspirująca lektura. Inspirująca na kilku płaszczyznach.

Ene: Aby pamiętać, że nie wszelka staroeoniczność jest fe. Jak to zapisane zostałow Liber AL: "Zważaj! rytuały starych czasów są czarne. Niech prorok odrzuci te złe, a dobre niech oczyści! Wówczas Wiedza ta rozwinie się prawidłowo." (AL II:5)
Due:  Aby poza wgryzaniem się w przykurzone grimuary pamiętać, coby raz na jakiś czas podnieść cztery litery i zacząć praktykować zamiast czytać o praktyce. Parę razy usłyszałam ten zarzut pod swoim adresem. :] Ile w tym prawdy wie jedynie autorka niniejszego bloga, jako, że nie krzyczy na forach i portalach o swojej praktyce a ogranicza się do dyskutowania teorii. Ja nikomu w dziennik nie zaglądam i swojego nikomu nie pokazuję. Swoją drogą i nieco na poboczu tematu, wymaga to sporej odwagi, aby wystawić się na ten rodzaj krytyki, prawda? Temat w zasadzie podobny do "odziania w niebo" w kontekście Wicca. Ale wróćmy do tematu.
Rabe: Co w końcu prowadzi nas do kontrowersyjnej myśli; A może by tak, wzorem współałtorów Diabolical, zacząć dyskutować o praktyce? Bo czy da się dyskutować o doświadczeniu? Mam mocne wątpliwości czy są one przekładalne na słowa.

Druga, kontrowersyjna w pewnych kręgach, myśl jest taka, że należy najpierw mieć sporą podbudowę teoretyczną. Zdumiewają mnie osoby, które swoją praktykę magiczną opierają wyłącznie na intuicji. Tosz to jak wyważanie otwartych drzwi czy wymyślanie koła na nowo. Tosz to jak stwierdzenie swego omnibusostwa i dodanie, że inni nie mają nic ciekawego do dodania do naszego zakresu wiedzy i doświadczenia. Pójdźmy dalej: nie zapisanie wyników tych praktyk jest konstruowaniem koła za każdym razem na nowo, licząc, że być może się uda trafić w odpowiednie proporcje.

 Dotarłam w swojej lekturze do eseju Erika De Pauw. Jego podejscie do książek jest mi bardzo bliskie. Pisze on: "At the moment I have about 2500 books on magic and religion. I am constantly reading them, opening and uncovering their secrets, translating or interpreting them and working with them". Do 2500 jeszcze mi sporo brakuje. Pokłony, pokłony. Z dalszej części wynika, że traktuje je wszystkie niemal jak żywe istoty, z szacunkiem i miłością (czy on też lubi głaskać okładki? :] - zdaję sobie sprawę, że żart będzie zrozumiały tylko dla niektóryc Czytaczy bloga).
Przydało by się powoli zbliżyć do jakiejś puenty. Zarzucając więc kolejnym truizmem: Równowaga jest podstawą Dzieła, moi drodzy. Czytajcie, praktykujcie, zdobywajcie, doskonalcie się. Do dzieła!

93 93/93
Anat Sek'ach (bo Driada się zdeaktualizowała)

piątek, 24 września 2010

Jesienne Ekwinokcjum po dziecinnemu

93

Święta, święta i po świętach, jak to mawiają. Od wczoraj możemy cieszyć się najpiękniejszą porą roku (I proszę nie zaprzeczać, to dogmat jest). Mam szaloną, wręcz niezdrową, perwersyjną ochotę wyturlać się w liściach barwy Słońca, poczuć ich fakturę, wąchać ich zapach, słuchać szelestu. A następnie pobiegać i pokrzyczeć z radości. I tak biegać aż do zachodu, gdy będę mogła wykrzyczeć "Chwała Tobie, któryś jest Tum o zachodzie i Tobie, któryś jest Tum pełen radości...". Nie ma ktoś kawałka prywatnego parku do wynajęcia?

Poza tą sporą dawką dziecinnej radochy bez powodu, doszłam do wniosku, że życie jest stanowczo i niesprawiedliwie za krótkie. Nie można tak dawać dziecku pełnego kosza zabawek i powiedzieć, że ma czas do wieczora. A zabawek ciągle przybywa...

Dziś na ten przykład zamówiłam kolejną zabawkę (na wszystkich bogów, Driado, czy w każdym poście musisz robić wtręty o książkach? Opamiętaj się dziecko złote!) mimo, że obiecałam sobie, że tego nie zrobię, że nie kupię żadnej książki, póki nie przeczytam wszystkich, które już mam. Moja słaba silna wola. Nowa zabawka nazywa się "The Thoth Tarot, Astrology and Other selected writings" autorstwa Soror Meral (Phyllis Seckler), uczennicy Crowleya, członkini Kalifornijskiej Loży Agape, Ordo Templi Orientis. Przeczytałam fragment online i było po mnie. Teraz czekam, jak dziecko na Gwiazdora. A kolejne święta za dwa tygodnie... jak tu nie kochać życia?

93 93/93
A.

czwartek, 9 września 2010

Książkowe wykopaliska

93

Chciałam się dzisiaj podzielić pewnym oczywistym truizmem. Warto czytać książki. Wzbogacają system. Kłopot pojawia się, gdy ma się ich zbyt wiele. Poważny kłopot pojawia się, gdy ciągle kupuje się nowe, mimo, że na półce z napisem "do przeczytania" zaczyna brakować miejsca. Tak, mam problem. Jednak postanowiłam chwilowo go olać, postanowienie poprawy czeka na tej samej półce.
Przygotowując jednak pewien mini-wykład o maxi-sprawach sięgnęłam do zakurzonego regału "książek dawno przeczytanych i w większości zapomnianych". Zapomnianych tak bardzo, że nie pamiętałam nawet o tym, co zawierają. "Mitologia przestrzeni wewnętrznej" Nevila Drury'ego. Mała rzecz a ile radości przy ponownym odkryciu. Pierwsze odkrycie miało miejsce dobrych parę lat temu w klimatycznym antykwariacie w podziemiach Sopotu. Odkrycie przypadkowe, że było coś o tarocie, niemal za darmo, to wzięłam. Teraz, z nieco większym bagażem wiedzy i doświadczeń, odkrywam na nowo. W tym odkrywaniu światów astralnych i katalogów kabalistycznych jest też miejsce na szczyptę śmiechu z tego, co dla mnie istotne i tych, którzy na co dzień są mi inspiracją. O np takie perełki:

"Aleister Crowley, oficjalny Antychryst i Pan Nowego Eonu, oraz jego łatwowierny wyznawca brat Achad, starali się stworzyć - jak już wspomnieliśmy - substytut religii".
Jest też fragment o "starożytnej religii wicca" w kontekście wielkich fallusów i szalonych orgii przy ogniskach ale za diabła nie mogę znaleźć.
Od razu człowiekowi poprawia się samopoczucie i gorączka spada.

Przy okazji tematycznych wykopalisk wykopałam też dawno nie czytaną książkę "oficjalnego Antychrysta" :D który śmiał pisać krótko o prawdzie. I chyba tak szybko jej nie odłożę spowrotem. W jak zupełnie innym świetle widzę ją dziś, niż w roku, w którym ją kupiłam.
O np ten fragment eseju świetnie ilustrującego frazę "miłość jest Prawem":

"Przyjrzyjmy się na wybranym przykładzie uczuciom, jakie żywi cząsteczka wodoru w obecności cząsteczki tlenu lub chloru. Skazana jest na intensywne cierpienie, kiedy pod wpływem rozmyślań nad przeciwstawnym sobie pierwiastkiem uświadamia sobie, jak bardzo jest daleka od doskonałego typu monady. Dopóki kieruje nią egoizm, reaguje z pogardą i nienawiścią. Ale kiedy zrozumie, że prawdziwy wstyd wiąże się z byciem odzielonym od swego przeciwieństwa, jej uczucia przemienią się w bolesną tęsknotę. Zacznie pragnąć elektrycznych iskier, które pozwolą jej ukoić męczarnie, poprzez zneutralizowanie cech decydujących o jej odrębności, a jednocześnie zaspokoją jej pragnienie doskonałego pojednania."

Oj umiał pisać ten Antychryst...

93 93/93
Driada